piątek, 27 grudnia 2013

Miłość, where are you?

Zakochana nie byłam nigdy i na 100% jestem tego pewna, jednak wielokrotnie byłam zauroczona, więc do miłości daleko nie było. Co się działo, że jednak nigdy do poważnego zakochania nie doszło? Well, it's not them, it's me. Tak jest w moim przypadku i próbuje to zmienić, ale jakoś nie wychodzi. Czasem zastanawiam się w czym tak na prawdę tkwi problem. Teraz nastąpi samodiagnoza.
Sprawczynią numer jeden zawsze była dla mnie nieśmiałość, ale z tym można walczyć (jak z wiatrakami). Nie czuję się dobrze w towarzystwie ludzi których nie znam. Być może jest to tzw. anxiety disorder, ale nie zawsze trzeba coś nazywać, by wiedzieć że ma się problem. Alkohol zawsze pomaga, dlatego sądzę, że kiedyś mi przejdzie ta nieśmiałość, bo coś na nią działa, ale lekami leczyć się raczej nie będę, a w alkoholizm popadać też mi się nie widzi.
Poznawanie nowych osób poprzez portale randkowe czy od tak na ulicy nie skończyło się dla mnie jeszcze niczym dobrym. Generalnie jestem zdania że jak nie pozna się miłości w liceum to potem są na to marne szanse, bo człowiek staje się coraz bardziej wybredny i taka właśnie (podobno) jestem. Wybredna. Chociaż jest to raczej ocena subiektywna. Po prostu wiem czego chcę i na co zasługuję i raczej nie zmienię tego dla byle kogo. Ale większość osób i tak słyszy jedno i mówi że jestem wybredna. Nie wiem, może i jestem. Jak się słyszy takie komantarze dosyć często to człowiek zaczyna się trochę nad sobą zastanawiać.
Chyba właśnie z poznawaniem ludzi mam największy problem. Pracuje w małej firmie, na studiach miałam to nieszczęście że większość ludzi albo już z kimś była, albo po prostu nie byli w moim typie. Kilka romansów i tak przeżyłam, ale nie przetrwały one próby czasu, bo zawsze któraś ze stron nie była w 100% pewna. Dlatego też chyba muszę znaleść sobie nowe hobby by zacząć poznawać nowych ludzi w jakiś normalny sposób.
Gerenalnie nie śpieszy mi się z tą całą miłością, ale czasem frustruje mnie moja niemoc, bo próbuje, ale nie wychodzi. Wszyscy się dziwią, bo na papierze taka fajna dziewczyna, ale czy tak na prawdę ktoś przez chwilę pomyśli by zapytać, pomóc? Nie, bo moi przyjaciele czy rodzina mają swoje życie i mam wrażenie że ich to po prostu nie interesuje, albo boją się zapytać, bo to co usłyszą może nie być tym czego by sobie życzyli. 
Czemu tak marudzę o (niespełnionej) miłości? W niedzielę idę na randkę i już jestem nastawiona na NIE, nawet rozważam czy by nie odwołać, ale co mi szkodzi, to już ostatnia w tym roku ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz